Stan twojej macicy (żeńskiej energii) jest odbiciem stanu Twojego życia.
Od tysiącleci kobiety widziały, że macica jest bramą do życia w ludzkiej skórze i portalem do nieskończoności. Kiedy obdarza się ją uwagą, szacunkiem staje się kanałem mocy, kreatywności i piękna – tym samym radość istnienia jest namacalną wartością tej Ziemi i na niej króluje. Kiedy jej głos jest spychany na dalszy plan, niewypowiedziany, zanegowany i wyparty, macica jest siedliskiem wielopłaszczyznowego kalectwa kobiety, która tym samym nie może wejść w pełni swoją moc, nawiązać zdrowej relacji ani ze sobą ani z nikim. Więdnie niespełniona…
Kolektywny stan kobiecości na poziomie fizycznym jest odbiciem tego co dzieje się ze światem. Kiedy tyle kobiet cierpi z powodu cyst, PMS, ZPJ, guzów, włókniaków, problemów z płodnością, zbyt obfitymi miesiączkami lub jej zanikiem, pada ofiarą przemocy fizycznej, psychicznej, ekonomicznej i seksualnej, nadużyć w najróżniejszych formach, świat spowija mrok, lęk, poczucie winy i wstydu, dysharmonia…
Stan kobiecych macic jest lustrem kobiecej psychiki, ciała, emocji, myśli, ducha i czynów. Macica pamięta wszystko, to co stało się do dzisiaj, ale i stare karmiczne traumy, wleczone czasem przez kilkadziesiąt inkarnacji, które odbijają się czkawką w Tu i Teraz wołając o uleczenie, przytulenie do serca, odpuszczenie. Obecnie kolektywnie osiągnęłyśmy szczyt niemocy. To czego doświadczamy na zewnątrz jest odbiciem tego jak mocno odtrącając swoją kobiecość, nie okazując sobie szacunku, nienawidzimy się, zazdrościmy, nie umiemy współpracować ani żyć w zgodzie z sobą i innymi kobietami. Im szybciej kobiety powrócą do swojej prawdziwej mocy, porzucą więzienie i kajdany wynikające z kolektywnego pojęcia dobra i zła tym szybciej świat będzie harmoniczny.
Za każdym razem kiedy kobieta rywalizuje z inna kobietą, ocenia ją, porównuje się, cenzuruje, nie dopuszcza do głosu, konkuruje czy potępia – poniża, potępia i zabija samą siebie. Prawdziwa, dojrzała, mocna kobiecość łączy, uczy się dzielić doświadczeniem i mądrością tworząc i budując razem. Inne kobiety to największy zasób informacyjny, a nie konkurencja – ani na polu osobistym, ani zawodowym.
Żadna marka, biznes nie przetrwa ani nie zabuduje siły przebicia idąc solo. Mocne kobiety wspierają inne kobiety w rozwoju, motywacji, kreacji, innej perspektywie dzięki zdobytemu latami doświadczeniu i potrzebie podnoszenia własnych kompetencji. Rozwój nigdy się nie kończy.
Nie wiesz wszystkiego i nie aspiruj do tego.
Łącz zamiast dzielić, buduj zamiast rujnować. Siła kobiety to nie omnipotencja – wiem wszystko, wiem lepiej, perfekcja przekształcająca się w drobiazgowość, nie mogę się mylić, poszukiwanie walidacji, głód atencji, pusty własny zbiornik, brak poczucia własnej wartości maskowany postawą „Zosi Samosi”, która udowadnia i sobie i światu, że jest silna i ze wszystkim sobie radzi, a nie radzi sobie ze sobą samo bardzo mocno. (fałszywa kobiecość przybierająca postawę „wycieraczki”, „kaktusa”, „insta księżniczki”).
MOC kobiety to mądrość i zaufanie wynikające z doświadczenia własnej jakości, gdzie jest miejsce na wszystko – w tym na prawdziwe emocje.
Sama padłam ofiarą cudzych ambicji jak i swoich własnych. Od wczesnego dzieciństwa programowano mnie negatywnie, zaszczepiając „wyścig szczurów” i bardzo mocno wygórowane poprzeczki, do których ni jak nie mogłam dosięgnąć. Nauczono mnie i być może Ciebie droga siostro, że masz być niewolnicą swojej własnej jak i społeczno – religijnej perfekcji. Grzeczna, czysta i posłuszna dziewczynka, której cenzurką można się pochwalić przyjaciółkom, jej osiągnięciom kosztem beztroskiego dzieciństwa, zarwanych nocy, łez, braku wsparcia i normalności.
Nauczyciele w moich czasach bili po rękach za brak postępów czy niestaranne pismo. Na siłę przekładano mi pióro z lewej ręki do prawej, bo wszyscy piszą prawą to i ja się nauczę. Na słowo wywiadówka i „musimy porozmawiać” reagowałam rozstrojem żołądka, a potem jąkaniem, a jeszcze później głęboką nerwicą i wycofaniem, bo wiedziałam, że to co zobaczy matka, nie będzie wystarczające dobre….
Że znów mnie zbije tym, co wpadnie jej w ręce… Mimo, że dawno skończyłam 18 lat.
Nie mogłam się przyjaźnić z każdym, tylko z tymi co pochodzili z „odpowiedniego środowiska”. Przestałam się przyjaźnić z kimkolwiek. Mężczyźni i randki… Tylko za aprobatą. Musieli się podobać rodzicom, legitymować odpowiednim wykształceniem i pochodzić z określonej wysoko postawionej rodziny. Musiałam być w domu najpóźniej o 22. Nie rozumiałam tego, nie chciałam tego, czułam się jak nikt, że na nic nie zasługuję, a miłość jest czymś co jest handlem wymiennym lub jakimś wyświechtanym frazesem lub mrzonką egzystującą jedynie w ckliwych romansidłach…
Wszystko we mnie wyło, wiedziałam, że poza tym jest coś więcej, że nie tak wygląda świat, w którym chcę być na swoich zasadach. Zbuntowałam się ostatecznie, jak kazano mi kultywować rodzinną tradycję i zdawać na medycynę. Poszłam i z zimną krwią oddałam kartę egzaminacyjną wypełnioną na chybił trafił. Wybrałam inny kierunek, wyjechałam byle jak najdalej od tego co kojarzyło mi się z „ciepłem domowego ogniska”, sztucznej uprzejmości, udawanej miłości. Nie chciałam wracać na weekendy ani na „święta”. Potrzebowałam czasu, aby zrzucić z siebie to piętno i nabrać dystansu, dojść ze sobą do ładu i wsłuchać się w to co faktycznie mi w duszy gra. Przypomnieć sobie ten pierwotny zew i żyć zgodnie z nim. Nie cieszył mnie ani jeden ani drugi tytuł z uczelni, kolejne kursy, praca, która nie dawała spełnienia tylko jeszcze większą niechęć do systemu, z którego też chciałam się jak najszybciej uwolnić, mimo, że moi najbliżsi pokazywali mi kółko na czole. Tak dla nich też stałam się za jakaś…
Za wrażliwa, za wiele widząca… za myśląca, zbyt inteligentna, bezczelna, asertywna.
Firma, obowiązki, dzieci, dom, sprzątanie, pranie, zakupy, życie….
W międzyczasie sympozja, zjazdy, targi, warsztaty.
„Jak to sobie nie radzisz? Inne sobie jakoś radzą…
Jak to jesteś chora?
Jak to nie ma lekarstwa? Rak tarczycy? Toczeń? Hashimoto? Co to k**fa znaczy Idziesz na zwolnienie? Jaka operacja? Jak to możesz nie przeżyć? Masz dopiero 39 lat….” pytał oniemiały eks-mąż jak powiedziałam, że chyba nie ma już co zbierać….
Nie podołałam, szukałam nie wiem czego. Wyparłam swój żeński pierwiastek, swoją Shakti, kompletnie ją zaniedbałam i odtrąciłam, odebrałam jej głos. Nie miałam na nią czasu ani siły. Chciałam akceptacji i miłości, chciałam udowodnić sobie, że mogę być perfekcyjną matką polką, żoną, panią domu i wszystkim czego dusza zapragnie, ale chyba nie moja…
Ona się zbuntowała… Chciała wrócić do korzeni… Do domu.
Postawiła mnie pod ścianą mówiąc szach mat: „ochłoń kobieto, ochłoń”… Zacznij się szanować, bo bez ciała to tylko po drugiej stronie można dokazywać… Zastanów się po co tutaj przyszłaś… Tak nie wygląda ani miłość do której aspirujesz ani szacunek którego szukasz. Tego nie ma na zewnątrz! Pali się w Tobie, tylko ślepa babo zdejmij te klapki z oczu… Szukaj wsparcia, proś o nie i dostaniesz.
Zdjęłam, dostałam, wróciłam do swojego energetycznego potencjału, który już mnie nie przeraża, ani nie przerasta, zintegrowałam swój cień, w którym kryły się największe skarby istnienia, jestem, żyję, piszę, mówię… Od tamtej pory minęło 12 lat. Jestem teraz w zupełnie innym miejscu – w swoim energetycznym domu, z którego NIKT mnie nie wyrzuci.
Ochłonęłam, słucham tego co jest we mnie, uważnie, nie lekceważę… Zrozumiałam czym jest narcyzm, przemoc, patologia czym jest jest normalność o co nią nie jest. Jeśli chcesz sprawdzić jaki model rodzinny Tobie zaszczepiono – zajrzyj TUTAJ
Doceniam i dzielę się.
Pragnę powrotu polskich kobiet do ich mocy i korzeni. Jaka jest Twoja historia?
Jeśli chcesz powrócić do siebie KOBIETO, do swojej pełnej mocy tworzenia i odczuwania, bo mnóstwo kobiet żyje nadal w oderwaniu od własnej intuicji i od Źródła, nie mając pojęcia kim są ani po co – zapraszam Cię TUTAJ
Wyjdziesz z głowy i ponownie zamieszkasz w swoim ciele. Nie ma znaczenia ile masz lat, jak wyglądasz i jakie masz doświadczenia za sobą.
Początek jest zawsze TERAZ.
Wyjdziesz od nas odmieniona, płomienna z błyskiem w oku.
Z pozoru taka sama, ale wewnętrznie inna.
Jedyne czego będziesz żałować, to tego, że nie przyszłaś wcześniej!
There she is. . . the “too much” woman. ✦
The one who loves too hard, feels too deeply, asks too often, desires too much.
There she is taking up too much space, with her laughter, her curves, her honesty, her sexuality. Her presence is as tall as a tree, as wide as a mountain. Her energy occupies every crevice of the room. Too much space she takes.
There she is causing a ruckus with her persistent wanting, too much wanting.
She desires a lot, wants everything—too much happiness, too much alone time, too much pleasure. She’ll go through brimstone, murky river, and hellfire to get it. She’ll risk all to quell the longings of her heart and body. This makes her dangerous.
She is dangerous.
And there she goes, that “too much” woman, making people think too much, feel too much, swoon too much. She with her authentic prose and a self-assuredness in the way she carries herself. She with her belly laughs and her insatiable appetite and her proneness to fiery passion. All eyes on her, thinking she’s hot shit.
✦ Oh, that “too much” woman. . . too loud, too vibrant, too honest, too emotional, too smart, too intense, too pretty, too difficult, too sensitive, too wild, too intimidating, too successful, too fat, too strong, too political, too joyous, too needy—too much.
She should simmer down a bit, be taken down a couple notches. Someone should put her back in a more respectable place. Someone should tell her.
Here I am. . . the Too Much Woman, with my too-tender heart and my too-much emotions.
A hedonist, feminist, pleasure seeker, empath. I want a lot—justice, sincerity, spaciousness, ease, intimacy, actualization, respect, to be seen, to be understood, your undivided attention, and all of your promises to be kept.
✦ I’ve been called high maintenance because I want what I want, and intimidating because of the space I occupy. I’ve been called selfish because I am self-loving. I’ve been called a witch because I know how to heal myself.
And still. . . I rise. Still, I want and feel and ask and risk and take up space.
I must.
Us Too Much Women have been facing extermination for centuries—we are so afraid of her, terrified of her big presence, of the way she commands respect and wields the truth of her feelings. We’ve been trying to stifle the Too Much Woman for ions—in our sisters, in our wives, in our daughters. And even now, even today, we shame the Too Much Woman for her bigness, for her wanting, for her passionate nature.
And still. . . she thrives.
In my own world and before my very eyes, I am witnessing the reclamation and rising up of the Too Much Woman. That Too Much Woman is also known to some as Wild Woman or the Divine Feminine. In any case, she is me, she is you, and she is loving that she’s finally, finally getting some airtime.
If you’ve ever been called “too much,” or “overly emotional,” or “bitchy,” or “stuck up,” you are likely a Too Much Woman.
And if you are. . . I implore you to embrace all that you are—all of your depth, all of your vastness; to not hold yourself in, and to never abandon yourself, your bigness, your radiance.
Forget everything you’ve heard—your too much-ness is a gift; oh yes, one that can heal, incite, liberate, and cut straight to the heart of things.
Do not be afraid of this gift, and let no one shy you away from it.
Your too much-ness is magic, is medicine. It can change the world.
Don’t believe me? Check this: All of your favorite women, the ones who’ve made history, the ones who’ve lent their voices for change and have courageously given themselves permission to be exactly who they are. Some examples: Oprah, Ronda Rousey, Beyoncé, Kali, Misty Copeland, Janet Mock, Mary Magdalene . . . they’re all Too Much Women.
So please, Too Much Woman: Ask. Seek. Desire. Expand. Move. Feel.Be.
Make your waves, fan your flames, give us chills.
Please, rise.
We need you.
Dziś cytat z Ev’Yan Whitney – nie będę tłumaczyć… Nie trzeba….
.
A jak nie ma się już macicy? Jak żyć? W 2013 r. amputacja macicy, jajników i szyjki. W wieku 48 lat z dnia na dzień weszłam w menopauzę. Dziś już jest lepiej, ale sfera seksualna jest totalnie zaburzona..