To otwarta przestrzeń…. na WSZYSTKO, a nie wygodna wybiórczość czy ukrywanie się, brak odpowiedzialności czy ucieczka od niej…. w to co łatwiejsze….
Ogień potrzebuje tlenu, a tlen ognia. Zbyt mała ilość jednego lub drugiego spowoduje, że zostaną jedynie zgliszcza.
Uwaga=atencja, aby tworzyć wielkie rzeczy solo, a potem razem wymaga skupienia, a nie rozproszenia (na inne sprawy, sytuacje i ludzi) I dlatego niektórzy nie rozumieją jak to się dzieje, że relacja umiera.
Nikt nie zasługuje na resztki z pańskiego stołu, Ty również.
Albo dostajesz 100% albo nic.
To jest budowanie pierwszego fundamentu relacji – jej szkieletu – od niego zależy czy relacja przetrwa wszystkie fajerwerki jak również wszystkie burze, zakręty czy przeciwności losu.
To się nazywa pełne zaufanie oraz INTYMNOŚĆ. Intymność do jakiej się odnoszę, nie ma nic wspólnego z cielesnością, ale z miejscem gdzie nie ma żadnych tajemnic i jest miejsce na wszystko – przede wszystkim na prawdę i jej przyjęcie. Ofiara tego nie umie i nie chce umieć. Czerpie z tego wymierne korzyści.
To wymaga czasu, regularnego pielęgnowania, aby ogród miłości mógł rozkwitnąć na podobieństwo raju. Ogród podlewany incydentalnie, bardzo szybko zamieni się w zachwaszczone, opustoszałe miejsce. Z tego powodu inwestycja w siebie, partnerkę/partnera oraz relację nigdy się nie kończy. Inwestycja taka wymaga zachowania właściwego balansu wynikającego z umiejętności dawania oraz brania, aby nie dopuścić do sytuacji, gdzie nie ma równowagi i dochodzi do nadużyć. Gdzie ktoś daje więcej, a ktoś mniej. I to czuć. To jest pierwszy sygnał, że nie dzieje się tak, jak powinno się dziać.
Teraz podzielę się z Tobą jednym z największych sekretów, których nie zna i nie rozumie ponad 98% ludzi, dlatego ich związki bliższe i dalsze oraz relacja z pieniądzem wygląda tak, a nie inaczej w skutek odejścia od naturalnych praw Wszechświata.
Zasada męska i żeńska ma swoje prawa wynikające z biologii, biochemii oraz dynamiki relacji oraz mnóstwa innych czynników. Mężczyzna jest zdobywcą, polującym, tym który inicjuje. Jego nie bawi w kontekście budowania prawdziwie zdrowej relacji szybki podbój. On chce i musi się „wykazać” dla siebie, chce uznania, szacunku, wdzięczności oraz zaufania. Im więcej pracy włoży w „szranki” , zdobywanie, im więcej „konkurentów” pokona tym wyższe poczucie jego własnej wartości – tym głębsza umiejętność dokładania ognia i dalszej inwestycji. Ofiara tego nie rozumie. Muszą być nadużycia.
U kobiety zasada „konkurencji” działa zupełnie odwrotnie. Jeśli kobieta czuje, że nie jest jedyną, o którą mężczyzna się stara, jest jedną z opcji, którą niedojrzały fizycznie, emocjonalnie, mentalnie oraz duchowo mężczyzna wykorzystuje jedynie do budowania niezdrowej pewności siebie i swojej fałszywej samoidentyfikacji, krzywdząc w tym procesie nie kobietę, ale przede wszystkim siebie, budząc w niej poczucie niepewności i braku szacunku.
Jeśli kobieta jest zdrowa fizycznie, emocjonalnie, mentalnie i duchowo nie będzie zabiegać o kogoś, kto nie wie czego/kogo chce, kogo bawi sprawianie komuś bólu, wzbudzanie niezdrowej zazdrości.
Jeśli daje się uwikłać w takie „gierki” zatraca samą siebie i bezpowrotnie swoje poczucie własnej wartości, którego odbudowanie dla wielu nie jest możliwe, gdyż wyrządzana trauma jest tak wielka, że wymaga lat pracy z bardzo doświadczonym zespołem terapeutycznym, aby na nowo zbudować swoją zatraconą tożsamość.
Zbieranie „kamieni” imitujących diament jest czasochłonne, jednak po krótkim czasie okazuje się, że to jedynie tania imitacja. Zamiast podjęcia próby oszlifowania diamentów, włożenia pracy i wysiłku, aby do każdej relacji przyprowadzić swoje najlepsze ja, zamiast bagażu nieuleczonych traum taka droga „działa” do czasu, a potem mści się. To co wpuszczasz w czas i przestrzeń wraca i uderza w Ciebie pomnożone.
Jeśli nie dźwigasz siebie, nie uniesiesz NIKOGO, to Ty odpowiadasz za swój ogień, który daje jedynie ewolucja i wychodzenie ze strefy komfortu w nowe.
Nie okiełznasz swoich lęków tylko się do nich przyznając, ale konfrontując na gołe klaty bez względu na płeć.
Moc budujesz poprzez codzienną konfrontację z życiem i jego wyzwaniami.
Jeśli nie czujesz się bezpiecznie ze sobą, nikomu nie zapewnisz pewnego gruntu, na którym mogą stanąć fundamenty na bliskość czy intymność…. Znajomość swojego stylu przywiązania oraz bagażu to klucz.
Lojalność, zrozumienie, wsparcie, unia, działanie…. nie oznacza braku perturbacji, negocjacji, łez, emocji (które i tak kiedyś wybuchną, skoro nie mają prawa do ekspresji).
Jakość relacji zależy zawsze od INWESTYCJI w siebie, świadomość, rozwój, bez czekania na cudzą zgodę czy też pozwolenie i stawiania czoła wszystkim wyzwaniom oraz ryzyku jakie za sobą niesie odkrywanie własnego potencjału…
Wolność partnerów świadczy o podwalinach do wysokowibracyjnej relacji. Ofiara nie jest do tego zdolna.
Nie może prowadzić do „rozlewu krwi” i trupów – jeśli tak jest to nie jest miłość….. i nigdy nią nie była….
Modus operandi oprawcy/kata zawsze jest taki sam – żywi się niskowibracyjnymi energiami przewagi, strachu, manipulacji, kłamstwa, kontroli, zdrady, chaosu kiedy to może zatankować się po dach. Dlatego ktoś z mechanizmem ofiary jest idealny.
Jak zaczynasz protestować na chwilę będzie udawać kogoś, kim nie jest, aby odbudować namiastkę zaufania, którego i tak nigdy nie zaznasz. Będzie się podlizywać, wić jak piskorz, byle nie stracić baterii. Jak się wszystko na moment uspokoi znów wróci do tego co robił/a zawsze…
A ty jak zwykle dowiesz się ostatni/a…
Nie wierz mu/jej.
Jak raz dostałeś/łaś nóż w serce – dostaniesz następny i następny, aż twoje poczucie własnej wartości jak i chęć do życia pryśnie jak mydlana bańka.... skończysz sfrustrowany/a w depresji, odrętwieniu, a on/a nadal będzie się żywić twoją krwawiącą raną i rosnąć w siłę.
Nie dawaj kolejnej szansy, jak ktoś okazał się niegodny twojego zaufania to weź to za pewnik, że to się nie zmieni.
To iluzja prowadząca do negacji własnej godności.
To Ty decydujesz jak traktujesz siebie, jak traktujesz innych i jak pozwalasz innym, aby traktowali Ciebie…
Skąd się tacy/takie biorą?
Z rodziny dysfunkcjonalnej, gdzie jest ona fragmentem wielopokoleniowego procesu. Tkwi ona, a raczej porusza się w swego rodzaju błędnym kole i nie potrafi się z niego wydostać opierając się wyłącznie na własnych siłach.
Cechy rodzin dysfunkcjonalnych:
Brak w nich intymności.
Są zakorzenione we wstydzie, poczuciu winy, niezasługiwaniu, rozgoryczeniu oraz obarczają innych (dzieci często wstydzą się swojej rodziny).
Mają utrwalone, zamrożone, sztywne role. (archetypy sprzed tysiącleci)
Ich członkowie mają zaplątane granice pomiędzy sobą. Czują się tak, jak czują się inne osoby w rodzinie.
Ich członkowie nie mogą zaspokoić swoich indywidualnych potrzeb.
Są one odkładane, aby umożliwić zaspokojenie potrzeb systemu.
Dlatego w takiej rodzinie prawie zawsze istnieje jakiś niewielki poziom złości i depresji.
System komunikacji polega na otwartym konflikcie, albo na zgodzie na to, żeby nie było niezgody. Rzadko dochodzi tam do prawdziwego kontaktu.
Indywidualne różnice są poświęcane dla potrzeb systemu.
Jednostka istnieje dla rodziny. Taka rodzinę trudno jest opuścić.
Zasady są sztywne i nie zmieniają się. Takimi zasadami są na ogół kontrola, perfekcjonizm i oskarżanie.
Jawne tajemnice są częścią kłamstw, które trzymają rodzinę w zamrożonym stanie. Tajemnice te każdy zna i udaje, że o niczym nie wie.
Zaprzeczanie konfliktom i frustracji tworzy sytuację, w której każdy chce osiągnąć swoje cele siłą woli. Daje to iluzję radzenia sobie z problemem.
Ich członkowie odrzucają granice własnej osoby dla podtrzymania systemu rodziny.
Jest to równoznaczne z odrzuceniem własnej tożsamości na rzecz kolektywu.
W nie tylko w Polsce mierzymy się z typem dysfunkcji prowadzących do okaleczenia pod nazwą narcyzm – szerzej o tym poniżej.
Dlatego w naszym kraju większość relacji wali się na głowę, bo tak naprawdę NIGDY relacjami NIE BYŁA (takową może stworzyć ktoś kompletny, a nie okaleczony) gdyż dzieci będące kozłami ofiarnymi nie są w stanie zbudować żadnej relacji, gdyż wykształcają pozabezpieczny model przywiązania, objawiający się na nieświadomych poziomach jako głęboki lęk przed opuszczeniem, pełnym zaangażowaniem jak i intymnością. Potrzebują reparentingu. Czy to możliwe, aby wykształciły bezpieczny styl przywiązania bez zatracania się w relacji kosztem własnej duszy> TAK! Nie możesz uleczyć czegoś czego w pełni nie rozumiesz, ani nie akceptujesz.
Czy można z niego wyjść – tak, pod warunkiem pozostawienia trucizny i toksycyzmu przed drzwiami! Terapia kognitywno- behawioralna pozwala uporać się z tą głęboką traumą z dzieciństwa (powstaje do pierwszego roku życia i NIE MOŻESZ jej pamiętać!) skutecznie oraz szybko, jeśli osoba dotknięta chce wykonać pracę oraz stać się samo stanowiąca oraz kompletna. Twoi rodzice NIE mogli dać Ci więcej niż sami otrzymali, ale TY możesz przerwać błędne koło. Wymagając od siebie, bez krytykowania innych, bez okazywania braku szacunku, bez budowania ścian czy defensywy. Jeśli się na tym łapiesz, że chcesz zmieniać innych, niewinnie „doradzając” czy „pomagając” masz się nad czym zastanawiać. Popadasz w pułapkę nad funkcjonowania i masz cudze konsekwencje we własnym życiu, jednocześnie ograbiając druga osobę z intuicji i dojścia do własnej prawdy o własnych siłach, doświadczając. Odzierasz ich z mądrości, jakie płynie z doświadczenia. NIE JESTEŚ BOGIEM! Nie masz pojęcia co dla kogo zadziała
Pamiętaj, że egoizm i miłość siebie, zamiast być tym samym, są przeciwieństwem.
Egoista wyklucza wszystkich, siebie nie wyłączając.
Próbuje zdominować świat dla własnych korzyści, ale w końcu pozostaje sam na sam ze swoją frustracją.
Egoista nie kocha siebie nazbyt wiele, ale zbyt mało; tak naprawdę nienawidzi siebie w kontekście tego co reprezentuje mentalnie i emocjonalnie, ale również fizycznie.
Nie jest w stanie zbudować wyzwalającego związku z inną osobą, gdyż jest to możliwe jedynie w przypadku zaproponowania siebie jako osoby kochającej (kochającej siebie minimum w odpowiednim stopniu).
Erich Fromm wyjaśnia to :
„Łatwiej zrozumieć egoizm porównując go do chorobliwego zainteresowania innymi, jak można to zauważyć, na przykład, u zbyt troskliwej matki. Podczas gdy ona uważa się za szczególnie przywiązaną do swojego dziecka, w rzeczywistości przeżywa głęboką i represjonowaną wrogość względem przedmiotu swych zainteresowań. Jest nadopiekuńcza nie dlatego, że zbyt mocno kocha swoje dziecko, ale dlatego, że musi zrekompensować mu swoją niezdolność do miłości”.
Jeśli nie powiesz DOŚĆ, nigdy w życiu niczego nie zamanifestujesz…. NIE STAĆ Cię na trwaniu w tym dłużej jako jednostki, ale również w kontekście kosztów społecznych.
Jak się boisz odejść – jesteś współuzależniona/y od dramatu….i ochłapów.
Powielasz ten wzorzec i przekazujesz go dalej…. Czego twoja relacja uczy TWOJE dzieci?
Nic nie jest w stanie zrekompensować ci zatracanie siebie samej/samego.
Chcesz wyjść z piekła o własnych siłach i odbudować poczucie swojej wartości – zacznij stawiać granice i trzymaj się ich!