Mój Bracie, możesz się uzdrowić!
Chciałbym coś wyznać.
Jestem toksycznym człowiekiem.
Narcyz.
Wymagający władzy i kontrolujący.
Egomaniak.
Tak, tak, jestem Świadomością, Boskim Ja, Wiecznym Światłem, nieskazitelnym i bezosobowym Oceanem Świadomości w sercu wszystkich Istot.
Jestem tym wszystkim, tak.
Namaste.
Ale Chcę być częścią rozwiązania, a nie problemu.
A uzdrowienie zawsze zaczyna się od radykalnej szczerości.
Mój „wewnętrzny dupek”.
Namaste..
Więc pozwól mi wyznać: jestem narcyzem.
Pełnowartościowy, obsesyjny narcyz.
Stosuję Przemoc.
Mistrz manipulacji.
Szalone i wyolbrzymione ego.
Widziałem, jak te narcystyczne wzorce odgrywają się w mnie i w moich najbliższych związkach na przestrzeni lat!
I przenosząc te głęboko zakorzenione programy z dzieciństwa w światło Świadomości, byłem w stanie rozpocząć podróż w kierunku zrozumienia, uzdrowienia… i przepisania ich na zdrowe.
Jednak tego nie uczyniłem.
Zadawanie bólu i cierpienia sprawiało mi więcej frajdy, pogrążałem siebie i innych.
Tak więc wyznaję: w moim bólu i wstydzie od lat próbuję kontrolować kobiety i nimi manipulować. Kobiety, które zasługiwały na dużo, dużo lepsze rzeczy.
Osądzałem je.
Zaniedbałem je emocjonalnie.
Starałem się, aby pasowały do mojego wizerunku „idealnej kobiety”.
Zawstydzałem je, wyzywałem, drażniłem i lekceważyłem, kiedy nie spełniały moich niemożliwych oczekiwań.
Winiłem je za mój ból.
Sprawiałem, że czuły się winne, małe i rozgoryczone.
Próbowałem je przekonać, że są śmieszne lub ulegają złudzeniom i omamom, myśląc moje myśli, odbierałem im prawo do emocji.
Odbierałem ich bardzo ważne uczucia.
Okłamywałem je, ukrywałem przed nimi prawdę.
Próbowałem sprawić, by zwariowały, ocierały się o szaleństwo, zwątpiły w siebie, w swoją wartość i poczuły się bezsilne, abym mógł je kontrolować, utrzymywać w fizycznym, ekonomicznym, emocjonalnym, mentalnym i duchowym uzależnieniu od mnie, bym mógł oszczędzić sobie nieznośnego uczucia bezsilności.
Kontrolowałem i dominowałem kobiety, aby uniknąć prawdziwej intymności.
W mojej samotności i wewnętrznym zamęcie czułem się uprawniony do ich czasu i energii, prawa do lekceważenia ich potrzeb, ich granic, ich uczuć, zajmowałem ich psychiczną przestrzeń i robiłem wszystko co jedynie dotyczyło MNIE.
Stałem się lepszym, ekspertem, najbardziej wyjątkowym, „najlepszym” i zlekceważyłem oraz zbrukałem ich cenny wewnętrzny świat.
Traktowałem je raczej jak przedmioty, którymi należy manipulować, a nie czułe, wrażliwe, nieskończenie wartościowe istoty, których należy słuchać, szanować i zapewniać bezpieczeństwo emocjonalne.
W sercu mojego narcyzmu tkwił terror intymności i głęboki wstyd oraz poczucie głębokiej porażki i niegodności, których w większości byłem nieświadomy.
Mój ojciec, alkoholik i dziwkarz, nauczył mnie, jak być narcyzem, jak zawstydzać innych, aby uniknąć nieznośnego uczucia wstydu, jak oceniać innych, aby nie zostać osądzonym.
Mówię to bez winy i złośliwości.
Ale to prawda.
Uwewnętrzniłem relacyjne zranienie mojego ojca, jego poglądy i przekonania na temat tego, kim jest „bycie mężczyzną”, pranie mózgu, które otrzymał od własnych rodziców.
Kiedy umierał na Alzheimera i na alkoholowym głodzie, w bólu i zmieszaniu, mogłem też dostrzec jego całkowitą niewinność.
Jego wystraszone wewnętrzne dziecko.
Jego własne, głęboko pogrzebane pragnienie miłości, której nigdy nie zaznał pielęgnując swoją urazę i niezintegrowany gniew.
Chciałbym wyznać coś jeszcze.
Jestem współzależny.
Jestem uzależniony od miłości.
Chroniczny, zadowalający ludzi i męczennik miłości.
A przynajmniej widziałem te wzorce w sobie przez lata.
W moim bólu, czując się pusty, bez tożsamości, bez nadziei i bez sensu mojego życia, używałam kobiet, aby wypełnić moją wewnętrzną pustkę, „naprawić” siebie i odwrócić się od siebie. Zignorowałam swoje własne potrzeby, własne uczucia, własne pragnienia i pasje, stłumiłem swoje autentyczne ja i dostosowałam się do tego, kim ONI chcieli, abym był.
Grałem, grałem rolę, kłamałem i przyjmowałem „fałszywe ja”, aby być kochanym, podziwianym i aby się mną zajmowano.
Mówiłem „tak”, kiedy miałem na myśli „nie”, i mówiłem „nie”, kiedy naprawdę chciałem powiedzieć „tak”.
Nieświadomie pozwoliłem, aby każda z moich granic była naruszana, deptana, lekceważona, ignorowana, aby wygrać i zachować miłość, uniknąć zakłopotania, odrzucenia i porzucenia.
Pozwoliłem sobie na molestowanie.
Tolerowałem wyzwiska, zawstydzanie, osądy i ataki.
Pozwoliłem, aby moja cenna przestrzeń została naruszona, moje wartości zostały uciszone, moja godność została zdeptana.
Dałem się zdominować i prześladować.
Pomyliłem myśli innych z własnymi.
Uczucia innych z moimi własnymi.
Stłumiłem swój prawdziwy głos, żal, radość, strach, a zwłaszcza złość, aby być „lubianym”.
Pozwoliłem innym srać na wszystkie moje uczucia i udawałem, że „nie mam nic przeciwko”.
Nie było to „w porządku”.
Wewnątrz szalałem.
Stłumiłem wściekłość, zachorowałem i byłem przygnębiony.
I z powodu przerażenia byciem postrzeganym jako „zły” i uciekając przed nieznośnym poczuciem winy, czasami stawałem się opiekunem, uzdrowicielem, terapeutą, mediatorem, wybawcą.
Byłem „miłym facetem”, „cudowną osobą” bez własnych potrzeb i życzeń.
Pomyliłem potrzeby ze „słabością”, złość z „nerwicą”, a pragnienia z „chorobą psychiczną”. Potajemnie bulgotałem i gotowałem się z wściekłości, urazy i wyczerpania w środku, ale ukryłem ten ból, nawet przed sobą, aby zachować przy sobie przedmioty mojego uzależnienia, uniknąć własnego życia i uniknąć własnej śmierci.
Udawałem, że jestem „bezinteresowny”, aby chronić (nieistniejące) „ja”.
W mojej współzależności było coś narcystycznego.
W moim narcyzmie było coś współzależnego.
Obie zakorzenione były w strachu – strachu przed śmiercią i stratą, nicością i pustką.
Oba to fascynujące dramaty, które mają nam oszczędzić stawienia czoła naszemu bólowi. Zrobimy wszystko, aby uniknąć bólu.
Moja matka nauczyła się, jak zadowalać ludzi, błogosławię ją.
Również za to, że urodziłem się chłopcem, a ona chciała mieć córkę.
Upokorzyła mnie zapuszczając mi włosy, wiążąc kitki, ubierając jak dziewczynkę, puszczała do przedszkola w samych rajtuzach.
Chciała, abym się wstydził.
Czerpała z tego radość i zadowolenie.
Potem pojawił się brat, na którego przelała wszystkie swoje „uczucia”.
Celowo myliła nasze imiona.
Stałem się zbędny, niepotrzebny oraz niewidzialny.
Mówię to bez winy i urazy.
Ale to prawda.
Zinternalizowałem jej poczucie winy, jej potrzebę „uszczęśliwienia wszystkich” poprzez uczynienie siebie nieszczęśliwym, jej potrzebę milczenia i zhańbienia się, aby zaspokoić nieprzewidywalne wahania nastroju, zazdrość i wściekłość mojego narcystycznego ojca.
Aby się chronić.
Aby zapewnić sobie bezpieczeństwo.
Teraz rozumiem, że robiła wszystko, co w jej mocy, odgrywając program, którego nauczyła się od mojej babci, a może i setek pokoleń zadowalających ludzi przed nią.
Te trujące i autodestrukcyjne wzorce występują przez pokolenia.
Dopóki się nie załamałem.
Musiałem się załamać, dojść do granic autodestrukcji, samobójstwa, pijąc, ćpając, żyjąc na krawędzi, uciekając, aby zerwać ze strachem i obudzić się.
Widziałem we mnie wszystkie te postacie: narcyza i współzależnego.
„Ten, który zawsze ma rację” i „ten, który zawsze się myli”.
Uzależniony i zadowalający ludzi.
Ten, który obsesyjnie biegnie do intymności i ten, który reaktywnie ucieka i ukrywa się przed intymnością.
Byłem cyrkową małpą, występującą dla namiastki emocjonalnego pożywienia.
Byłem ascetą mieszkającym w jaskiniach, uciekającym przed światem.
Tym, który zaniedbuje innych, aby zadowolić siebie.
Ten, który pozwala się lekceważyć, aby zadowolić innych.
Sprawca i maltretowany.
Ofiara i ofiara własnego oszustwa.
Unikający miłości i uzależniony od miłości.
Myślę, że wszyscy mamy w sobie te wzorce charakteru, w mniejszym lub większym stopniu, w różnych czasach i w różnych kontekstach relacyjnych.
Często odgrywają najpotężniejszą rolę w naszych najbardziej intymnych związkach.
Im bardziej ktoś jest dla nas ważny, tym bardziej nieświadomie możemy próbować go unikać lub kontrolować, winić go lub mieć obsesję na punkcie jego aprobaty, odłączając się od naszego autentycznego ja.
Źródło wszelkiego narcyzmu i współzależności?
Nieświadomy terror intymności na poziomie przetrwania.
Strach przed prawdziwym zbliżeniem się do drugiego człowieka.
Bycia widzianym.
Bycia znanym.
Bycia „odkrytym” i usłyszanym.
„Jeśli ujawnię swoją wrażliwość, strach, smutek, wątpliwości, pytania, złość, niegodność, ciemność i cienie, zostanę odrzucony, zaniedbany, wyśmiany, duszony, zalany, przytłoczony, porzucony… i wygrałem ”nie będę w stanie tego przeżyć”.
Głos traumy z dzieciństwa.
Głos zapomnianego w środku.
Ponieważ byłem w stanie coraz bardziej kochać siebie, wypełniając wewnętrzną pustkę, zanurzając rdzeń traumatycznego wstydu świadomością i współczuciem, nasycając wewnętrznego „opuszczonego” miłosną uwagą, potrzebowałem coraz mniej, aby uniknąć intymności poprzez kontrolowanie innych lub pozwalając się kontrolować.
Coraz mniej potrzebowałem obwiniania innych, zawstydzania ich, traktowania ich jak przedmioty.
Coraz bardziej potrafiłem być obecny z innymi, pozwalać im mieć wszystkie subiektywne uczucia, pragnienia, radości i smutki, a ich najgłębsze doświadczenie nie postrzegałem już jako egzystencjalnego zagrożenia.
W miarę uzdrawiania potrzebowałem coraz mniej uzależnienia się od innych, „używania” innych do wypełnienia mojej wewnętrznej „czarnej dziury”.
Ponieważ czułem się coraz bardziej w sobie, byłem w stanie mówić głośno, mówić innym swoją wrażliwą i szczerą prawdę, wyznaczać granice, mówić, co jest dla mnie w porządku, a co nie, nawet ryzykując zranieniem, rozczarowaniem lub złością.
Mogłem zaryzykować utratę „miłości”, aby połączyć się głębiej i autentycznie.
Znalazłem też ludzi – zarówno kobiety, jak i mężczyzn – którzy naprawdę mogą mnie kochać za to, kim jestem, a nie za tego, za kogo udaję.
To był największy prezent – i niespodzianka – w moim życiu: że jestem w pełni kochany, nawet przy wszystkich moich wadach i niedoskonałościach.
Że są tutaj ludzie, którzy wysłuchają mnie i zostaną, a nie zawstydzają mnie ani nie próbują mnie „naprawić”, ale trzymają mnie z miłością w obecności, wspierają mnie w mojej bezbronności, celebrują moje łzy i namiętności i nie odwracają się z obrzydzeniem.
Nie muszę błagać o miłość ani kontrolować innych, aby zdobyć miłość, ani porzucić siebie dla miłości.
Muszę być tylko sobą i jestem kochany.
A jeśli ktoś nie jest w stanie zapewnić takiej miłości, bezpieczeństwa i wsparcia, zawsze mogę wyznaczyć granice, a nawet odejść, jeśli to konieczne, bez poczucia winy – zaciekła samoobrona.
Odkryłem, że miłość nie jest czymś, co możemy wygrać lub stracić.
Nie można tego znaleźć poprzez kontrolę lub manipulację sobą lub innymi osobami.
Nie można go znaleźć w wyniku uzależnienia lub męczeństwa.
Znajduje się w najgłębszych zakamarkach mojego serca.
Znajduje się, kiedy mogę być w pełni obecny z tym, który jest przede mną.
Wsłuchaj się głęboko w ich wewnętrzny świat, pozostając w doskonałej łączności z moim własnym i nie myl ich.
Pozwalam sobie na własne niedoskonałe myśli, pragnienia i uczucia, a także pozwalam ukochanej osobie przede mną.
Słuchanie.
Otrzymywanie.
Otwartość, miękkość i elastyczność.
Ale także zabieranie głosu, gdy coś mi nie odpowiada.
Potwierdzam swoją prawdę, moje potrzeby.
Dzielę się moim żywym, jasnym i niechlujnym światem wewnętrznym, pozwalając innym mieć swój głos.
Yin i Yang.
Męski i kobiecy.
Uleganie innym i zdrowa agresja ze względu na obecność, współczucie.
Penetracja i penetracja.
Otrzymywanie i potwierdzanie.
Woda i ogień.
Niebo i ziemia.
Nieśmiertelny, śmiertelny.
Duch, ciało.
Dziękuję ojcze. Dziękuję Ci matko.
Nauczyłeś mnie strategii radzenia sobie, sposobów ochrony przed głębokim bólem psychicznym.
Dałeś mi wewnętrzne programy komputerowe zwane Współzależnością i Narcyzmem, aby uchronić mnie od nieznośnej i nieznośnej agonii odrzucenia i porzucenia, programów, których już nie potrzebuję, ponieważ teraz chcę i mogę stawić czoła tym wewnętrznym „potworom”, i posiadam je, jestem ich świadom i z nimi obecny, oddycham w nie i przytulam je blisko siebie, gdy chodzę, gdy siedzę, stoję, gram, tańczę i kładę się spać, więc już mnie nie posiadają, ale ja posiadam je, moje drogie wewnętrzne.
„Jego lewa ręka jest pod moją głową, a jego prawa ręka mnie obejmuje”.
Chcę lśnić uwagą moich najgłębszych ludzkich ran, wlać święty eliksir w miejsca, które bolą.
Chcę być samą Świadomością, tak…, ale chcę także przybrać formę niedoskonałego, częściowo zepsutego, całkowicie bezbronnego, wrażliwego i uczciwego człowieka jakim się staję.
Modlę się, abym mógł znaleźć odwagę, by wykorzenić w sobie wszelką przemoc i nieautentyczność, w tym przemoc związaną z traktowaniem innych jak przedmioty (narcyzm) i przemoc w traktowaniu siebie jako przedmiotu dla innych (współzależność).
Modlę się, aby móc wypalić dysfunkcyjne wzorce, które pojawiają się w związku – w ogniu obecności, w alchemicznym tyglu intymności.
Z pokorą proszę moje siostry o pomoc w tej pracy.
Bóg wie, teraz potrzebujemy zaciekłego i uczciwego głosu boskiej kobiecości, być może bardziej niż kiedykolwiek.
Z pokorą przepraszam każdego, mężczyznę lub kobietę, których kiedykolwiek skrzywdziłem, świadomie lub nieświadomie, świadomie lub nieświadomie.
Bałem się.
Odtwarzałem w myślach stare taśmy, tak jak wszyscy.
Taśmy strachu i kary, które moi rodzice nieświadomie zaprogramowali we mnie, gdy byłem młody.
Taśmy niegodności i winy.
Taśmy, które kazały mi porzucić siebie i stłumić swoje najgłębsze uczucia, moją wrażliwość i dziką intuicję.
Byłem wtedy niewinny.
Wszyscy byliśmy.
Nie wiedziałem nic lepszego niż skopiowanie „Ich”, bogów mojego wszechświata.
Cierpiałem i potrzebowałem miłości, ale bałem się bycia kochanym.
Myślałem, że miłość oznacza dominację lub bycie zdominowanym, kontrolowanie lub bycie kontrolowanym lub zatracenie się dla kogoś innego.
Myliłem się.
To nie jest wymówka.
Tylko prawda.
Tylko surowa prawda.
Teraz wiem lepiej.
Dlatego mówię do wszystkich moich braci:
Wszyscy wiemy teraz więcej. Zróbmy lepiej.
Możemy się uzdrowić.
Zacznijmy od prawdy.”
Jeff Foster
Jak rozpoznać swój styl przywiązania, który tak samo jak styl wychowawczy prowadzi do zaburzeń?
Poprzez zrozumienie co jest normą, a co jest toksyczne.
Więcej tutaj – na webinarze.
https://event.webinarjam.com/channel/ruinarelacji
Każdy ma inny „katalog zdarzeń” i boryka się z czym innym – zapraszam do osobistej konsultacji.