Kolejność budowania funkcjonalnych związków
Jestem dzisiaj bardzo smutna.
Nie mam NIC do zaoferowania poza swoimi przemyśleniami.
Mam chwilowo PUSTE ręce, serce, umysł i duszę dla innych.
Po moich policzkach lecą łzy.
Nie wstydzę się ich.
Powstaję dzięki nim jak Feniks z popiołu.
Oczyszczam i robię przestrzeń na więcej i mocniej.
Dziś jestem skoncentrowana jedynie na sobie.
Daję sobie przestrzeń na głębokie odczuwanie straty i bólu.
Nie uciekam od tego, mimo, ze to wyjątkowy dyskomfort.
Jeszcze większy o tym pisać.
Nikt nas nie uczy integracji takich emocji w których rodzi się prawdziwa moc i pojemność.
Każdy z nas każdego dnia doświadcza straty.
Sztuka puszczania przywiązania jest nam obca.
Jest wpisana w nasze fizyczne doświadczanie tego świata.
Uczy prawdziwej obecności i uważności.
Że wszystko chcąc nie chcąc jest dualne.
Akceptacja czerni i bieli i całej skali szarości.
Tak łatwo jest BYĆ, kiedy wszystko płynie.
Kiedy „nie płynie” kurczymy się, uciekamy, zamiast rozprężyć na swoim FUNDAMENCIE.
Wtedy buduje się zaufanie w swoje dzisiejsze jak i przyszłe PRAWDZIWE ja.
Dziękuję mojej córce
i Patrykowi za obecność i odwagę oraz asystę.
Madzi za wczorajszą ostatnią rozmowę.
Marcie i Dorocie.
Za ludzka uprzejmość i wsparcie w momencie niebywałego smutku i odpowiedzialności za inne istnienie.
Kiedy serce pęka z miłości i z żalu, bo więcej zrobić się nie da, mimo że się bardzo chce.
Kiedy trzeba puścić wolno to co się kocha, o co się troszczy, pielęgnuje, co jest częścią życia.
Kiedy trzeba się skonfrontować z przywiązaniem, lojalnością i podjąć to ryzyko, w momencie jak wszytko w środku krzyczy i buntuje się.
Kiedy altruizm i zdrowy rozsądek bierze górę nad egoizmem, przywiązaniem i tolerancją cierpienia i chęcią „ratowania”.
Za bycie w moim doświadczeniu przemijania i odchodzenia, mając świadomość, że zrobiło się co było można.
Za godność.
Za bycie świadkiem w pustce, nicości i ciemności, której nic nie jest w stanie wypełnić.
Halcia była jedyna w swoim rodzaju.
Słychać i widać ją było na większości webinarów i live’ów.
Wniosła tyle życia w nasze istnienie radością, czujnością, obecnością, zawsze wierna i obecna.
Gotowa oddać życie.
Nauczyłam się od niej odwagi i wytrwałości i bezwarunkowego zaufania jej oraz sobie.
Cierpliwości.
Ona odeszła, a to pozostało.
Istnieje we mnie.
Ze mnie bierze początek i idzie w świat, mimo ze już jej nie ma.
Ta jakość pozostanie.
W naturze NIC nie ginie, energia jedynie zmienia formę oraz przekaz.
Smutek i żałoba ustąpi miejsca większej pojemności na miłość, empatię i głębokie zrozumienie ze wszystko co jest to ta chwila, która nigdy nie wróci.
Wszystko jest zmianą.
W niej jest życie i nowe doświadczenie.
W stagnacji jest smierć kreatywności.
Nic tak nie łączy ludzi jak głęboka intymność bez słów w obliczu wyzwań.
Wtedy nie wiadomo co powiedzieć lub co zrobić.
Ta niewiadoma jest w porządku – pokazuje nam naszą własną bezbronność w obliczu przemijania.
Wchodzi się w cudzą PUSTKĘ, aby odkryć własną PEŁNIĘ.
Wystarczy jedynie BYĆ, nie mówić, nie robić.
OBSERWOWAĆ.
Aby dokonała się ALCHEMIA
Nie potrzeba „być silnym” – to nie kobiecość, która bierze się z pełnego opuszczenia gardy, otwarcia serca na wszystko co życie niesie, niej jest moc, która ma tysiące odcieni, nie potrzebuje w tym niczego „udowadniać”.
Nie potrzebuję się „trzymać”, bo mogę się śmiało „puścić”.
To doświadczenie mnie nie zdruzgotało, ale zbudowało w innej formie, abym mogła przyjąć, jak i tym samym jednocześnie dać więcej.
Zachować równowagę.
W takich sytuacjach zapominamy o sobie, że my pozostaliśmy i okazać troskę, empatię zrozumienie sobie w pierwszej kolejności, zamiast kurczowo trzymać przeszłość, której zmienić się nie da.
Nie jesteśmy nieśmiertelni, bierzemy jutro i innych za pewnik.
To jest pułapka nieświadomości i odkładania na potem…
Rozumiemy ją tylko wtedy kiedy sami otarliśmy się o własną śmierć, wiedząc, że drugiej szansy możemy nie dostać.
RIP